A A A

Śmiercionośne promienie w służbie człowieka

Kiedy w 1934 roku umierała wielka nasza rodaczka Maria Curie-Skłodowska, leczący ją lekarze intuicyjnie tylko przypuszczali, że przyczyną jej choroby są odkryte przez nią promienie, z którymi stale się stykała. Późniejsze badania wykazały, że istotnie promienie noszące nazwę jonizujących, do których należały promienie wysyłane przez rad, wywierają zgubny wpływ na komórki, upośledzając ich zdolność dzielenia się. Dotyczy to w pierwszym rzędzie tych komórek, które dzielą się najbardziej intensywnie. W ich liczbie znajdują się komórki szpiku kostnego, produkujące krwinki czerwone, i dlatego właśnie przyczyną choroby, a potem śmierci uczonej była ciężka anemia. Wśród szczególnie wrażliwych na promieniowanie komórek znajdują się poznane w poprzednich rozważaniach komórki rozpoznające obce białka i produkujące przeciwciała. Można było z tego wysnuć wniosek, że jeśli komórki te zniszczy się promieniami jonizującymi, pozbawiony ich organizm nie będzie odróżniał przeszczepu allogenicznego jako obcego, a zatem przeszczep zostanie przyjęty. Takie właśnie rozumowanie przeprowadził uczony francuski Mathe, gdy zwrócono się do niego z prośbą o pomoc dla grupy jugosłowiańskich uczonych, którzy przypadkowo zostali naświetleni ogromną dawką promieniowania joni- żującego. Cały szpik kostny tych ludzi został zniszczony i groziła im niechybna Śmierć Wskutek braku krwinek czerwonych. Jednocześnie ze szpikiem zostały zniszczone komórki wytwarzające przeciwciała. Dlatego też francuski lekarz zdecydował się przeszczepić chorym szpik kostny od dobrowolnych dawców, licząc na jego przyjęcie. Przewidywania sprawdziły się, życie większości pacjentów zostało uratowane, przeszczepiony bowiem szpik, nie napotykając na wrogie mu komórki tworzące przeciwciała, przyjął się i rozpoczął produkcję krwinek czerwonych. Obecnie znamy wiele związków chemicznych, które podobnie jak promieniowanie jonizujące uszkadzają i niszczą komórki wytwarzające przeciwciała. Uzbrojeni w te środki lekarze przystąpili do prób przeszczepiania nerek, w pierwszym rzędzie u zwierząt doświadczalnych. Zwierzętom takim najpierw podawano wspomniane leki, a następnie naświetlano ich śledzionę, a więc główne siedlisko komórek niszczących przeszczep, dużą dawką promieniowania jonizującego-. Po takim przygotowaniu przeszczepiano im nerkę pobraną od innego zwierzęcia. Pierwsze wyniki nie budziły optymizmu. Po krótszym lub dłuższym czasie przeszczepiona nerka była niszczona, co najczęściej następowało, gdy zaprzestawano podawania leków lub naświetlania promieniami jonizującymi. Wypływał z tego wniosek, że wszystkie te środki nie niszczą całkowicie komórek, lecz tylko uszkadzają je, pozostawiając możliwość ich regeneracji po ustaniu działania środka uszkadzającego. Gdy jednak stale działano niszcząco na komórki produkujące przeciwciała, uzyskiwano przeżywanie zwierząt z przeszczepioną nerką przez okres 2, a nawet 3 lat. W tym momencie postanowiono opracowaną metodę zastosować u ludzi. W tym celu spośród wielu kandydatów, którzy zgodzili się ofiarować swoją nerkę wybrano takiego, którego cechy antygenowe były najbardziej podobne do cech przyszłego biorcy, Tego ostatniego zaś przygotowano uprzednim podawaniem leków i naświetlaniem promieniami jonizującymi, niszcząc jego komórki produkujące przeciwciała. Dziś w Stanach Zjednoczonych i we Francji, a także w innych krajach, w tej liczbie i w Polsce, wykonano kilkaset podobnych operacji z wynikiem, którym z pewnym zastrzeżeniem można nazwać pomyślnym. Zastrzeżenie to wynika z konieczności ustawicznego stosowania chorym wymienionych leków, aby nie dopuścić do zniszczenia przeszczepionej nerki. Takie postępowanie kryje w sobie jednak stałe niebezpieczeństwo, gdyż jak powiedzieliśmy na wstępie, te same komórki, które niszczą przeszczep, odgrywają decydującą rolę w obronie organizmu przed inwazją bakterii i wirusów. Organizm pozbawiony tych komórek pozostaje w stałym niebezpieczeństwie zakażenia, wobec którego jest bezbronny. Największą sensacją w tej dziedzinie są próby przeszczepienia serca, zwłaszcza sukces dra Barnarda, o którym wiele pisano w prasie codziennej.